Grzegorz Wszołek - gw1990 Grzegorz Wszołek - gw1990
4027
BLOG

Podkomisja smoleńska mnie nie przekonuje. Musi być dowód na wybuch

Grzegorz Wszołek - gw1990 Grzegorz Wszołek - gw1990 Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 330

Podkomisja smoleńska w 40-minutowym filmie zaprezentowała efekty swoich prac. I chociaż szacunek budzi to, ile pracy włożyła w eksperymenty i analizy bez dostępu do wraku, to jednak eksperci MON mogli się wstrzymać z teorią wybuchu, skoro - jak sam dr Wacław Berczyński przyznaje - nie wiadomo, czy do niego doszło.

Przez lata krytykowałem - nie tylko na blogu - postępowanie poprzednich władz i kolejnych komisji ds. zbadania katastrofy smoleńskiej. Najogólniej mówiąc, przejęli się swoją rolą po tragedii tak, jak trafnie ocenił to kilka miesięcy po 10 kwietnia Włodzimierz Cimoszewicz. Były polityk SLD oczywiście woli o swoich słowach nie pamiętać, ale powiedział wtedy: państwo zachowało się, jakby chodziło o zwykłe włamanie do garażu, a nie o śmierć prezydenta i państwowych elit.

Począwszy od kompletnie różnych pomiarów wysokości brzozy w wydaniu komisji Millera i prokuratorów wojskowych, po brak sekcji zwłok, pomyłki przy pochówkach, aż wreszcie przyjęcie konwencji chicagowskiej i wkręcanie z uporem maniaka przez poważnych przedstawicieli rządu, że mieliśmy do czynienia z lotem cywilnym, a nie wojskowym. A właściwie, jak to ujął dziś Radosław Sikorski - z pielgrzymką. O dziwo samolot był wojskowy, piloci też, na pokładzie najwyższe dowództwo wojska, cel: lotnisko wojskowe Siewiernyj. I po katastrofie, jeszcze bardziej dziwnym trafem, śledztwo prowadziła Naczelna Prokuratura Wojskowa, która sprawdzała, jak doszło do tragedii i kto za nią odpowiada. Pierwszy przypadek w historii, w którym (nieistniejąca już jednostka) wojskowi śledczy zajmują się śmiercią 96. osób podczas prywatnej pielgrzymki.

Listę błędów, dodając do tego komiczne uhonorowanie "zasług" byłego szefa BOR, podsyłanie wrzutek smoleńskich z otoczenia okołorządowego o kłótni gen. Andrzeja Błasika z Arkadiuszem Protasiukiem przed odlotem do Smoleńska, po kompletny brak reakcji na haniebne oskarżenia ze strony MAK, mógłbym tylko poszerzyć. Rząd się zmienił po wyborch i wydawało się, że jesteśmy bliżej wyjaśnienia przyczyn tego, co wydarzyło się siedem lat temu. Jeśli była awaria samolotu, to była, jeśli błędy popełnili jednak piloci - też tak udokumentowaną wersję przyjmę. Jeśli nastąpił wybuch, co też jestem w stanie sobie wyobrazić - niech ktoś pokaże dowód i zamknie dyskusję, bo przecież nie spór, ten będzie trwał. Ale po wczorajszej prezentacji ekspertów dr Berczyńskiego mamy kompletny misz-masz.

Oto część naukowców z konferencji smoleńskiej udowadniała, że skrzydło Tupolewa nie może zostać ścięte przez brzozę. Mówił o tym też Antoni Macierewicz. Eksperci z podkomisji wykonali jednak eksperyment, który pokazał, że drzewo mogą połamać małe odłamki skrzydła. Mam z tą teorią problem.

Zagraniczni naukowcy badają na potrzeby Prokuratury Krajowej ekshumowane szczątki ofiar również pod kątem materiałów wybuchowych. To porządne i renomowane laboratoria, na tyle wiarygodne, że ekspertyza z nich płynąca będzie w stanie mnie przekonać, czy doszło do celowego wybuchu, czy może przy uderzeniu samolotu w ziemię zapaliły się zbiorniki paliwa, o czym mówią oficjalne raporty. Dr Wacław Berczyński zapytany na czacie internetowym, dlaczego czarne skrzynki nie odnotowały wybuchu, odpowiedział, że nie zdążyły. Inna pani ekspert doprecyzowała, że "fala dźwięku jest późniejsza od siły wybuchu".

Według podkomisji, materiał wybuchowy prawdopodobnie nie miał nic wspólnego z trotylem. A to ślady tego materiału wybuchowego wykryli biegli wojskowej prokuratury, którzy aż do reformy ministra Zbigniewa Ziobry nie potrafili odpowiedzieć na pytanie, skąd na wraku się on znalazł. Jednocześnie cała teoria podkomisji jest sprowadzona do eksperymentów - nie znaleziono zapalnika, naukowcy nie mają pojęcia, jak bomba mogła dostać się na pokład samolotu i w jaki sposób została zdetonowana. Zatem nawet kilkumiesięczne eksperymenty to zbyt mało dla państwowej komisji, by brać taką teorię za pewnik (a i to nie do końca, bo słyszymy od podkomisji, że to hipoteza), negując całkowicie inne. Sam dr Berczyński przyznał: nie wiadomo z jakich przyczyn doszło do katastrofy lub wybuchu.

Swoją drogą - dziwnie to wyglądało, że wysokiej klasy eksperci zdecydowali o zignorowaniu pytań ze strony dziennikarzy, jakby przeczuwając, że mogą paść te niezbyt miłe, postawione z tezą lub konfrontacyjne. Jeszcze dziwniej się zrobiło, kiedy zdecydowali odpowiedzieć internautom na wideoczacie w rocznicę katastrofy smoleńskiej na prywatnym portalu. Gdyby na coś takiego wpadł Jerzy Miller lub Maciej Lasek, zapewne większość rozsądnych dziennikarzy nie miałaby oporów przed zwykłym dołożeniem im za niedorzeczny pomysł.

Czym innym są analizy zespołu ekspertów i publiczne wysłuchania, a czym innym prezentacja prac i - w domyśle - dowodów przez urzędników państwowych. Wszystkie klucze do pokoju z napisem "tragedia smoleńska" znajdują się w Smoleńsku i w Moskwie. Bez dowodów pozostaniemy zdani na łaskę wiary i niewiary, co zresztą przytomnie zauważył przewodniczący podkomisji. Przypomnę, że minister Witold Waszczykowski, tak jak jeden z poprzedników, obiecywał zwrócenie wraku Tupolewa. Zasugerował nawet zaskarżenie Rosji do Strasburga. Po dwóch latach z zapowiedzi pozostały analizy prawników MSZ. Wrak i czarne skrzynki nadal leżą w smoleńskim błocie. O ewentualnych przyczynach tragedii będziemy dyskutować, wszystko na to wskazuje, przez kolejne dekady. Cała moja nadzieja pozostaje w krajowych prokuratorach.

Wszystkie zamieszczone teksty na tym blogu należą do mnie i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za moją zgodą. Grzegorz Wszołek Utwórz swoją wizytówkę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka