Grzegorz Wszołek - gw1990 Grzegorz Wszołek - gw1990
3203
BLOG

Jak naprawdę wyglądał wypadek w Oświęcimiu? Obracamy się w sferze bajań

Grzegorz Wszołek - gw1990 Grzegorz Wszołek - gw1990 Wypadki Obserwuj temat Obserwuj notkę 59

Być może błąd popełnił kierowca BOR, który mógł nie dochować wszystkich procedur. Z pewnością jednak ostrożności nie dochował kierowca Fiata Seicento, a zmiany w BOR są potrzebne nie od dziś, a od kilku lat. Zamiast faktów, obracamy się od piątkowego wieczoru wokół spekulacji, okrzyków i hejtu.

Najciekawszy i, jak się okazuje, mający niewiele wspólnego z prawdą tekst o wypadku z udziałem Beaty Szydło, ukazał się w "Rzeczpospolitej". Izabela Kacprzak i Grażyna Zawadka w podobnym stylu opisały groźny incydent przed rokiem, gdy pękła opona w limuzynie prezydenta. Różnica w opowieściach jest taka, że w tamtym tekście nie było do czego się przyczepić, a informacji o zużytym ogumieniu, które bez sprawdzenia znalazło się w pojeździe Andrzeja Dudy, nikt nie zdementował.

Dziennikarki "Rzeczpospolitej" piszą o "wstydliwej prawdzie" dla rządu. Nie wiem, z jaką prędkością poruszała się kolumna premier i Fiat Seicento, ale biorąc pod uwagę trasę, która usiana jest dwoma rondami, doprawdy wątpię, by było to więcej, niż 70 km/h, czyli o 20 więcej, niż dopuszczalna. Autorki stwierdziły między wierszami, że to niemożliwe, by BOR przejeżdżało przez Oświęcim 50-60 km/h, bo drogę z Balic pokonało w 37 minut, co daje średnią 100 km/h. Dziennikarki tłumaczy tylko ten fakt, że nie są z Małopolski, ale wystarczy rzut oka na Google Maps, by zorientować się, że na ok. 50 km trasy, 33 pokonamy autostradą. Śmiało można zakładać, że kolumna w tym czasie poruszała się z prędkością ok. 140 - 150 km/h, a poza małymi wyjątkami, jak ronda, nie ma na drodze i później zbyt wielu ograniczeń.

"Rzeczpospolita" za lokalnym portalem oświęcimskim podała, że służby zabezpieczyły nagranie z Orlenu dopiero dzień po wypadku premier Szydło. Według MSWiA monitoring uzyskano nie z Orlenu, a z Craba. Nie w sobotę, jak sugerują media, a jeszcze w piątek. Komu wierzyć? Kierowca Beaty Szydło był podobno niedoświadczony i wybrany tylko dlatego, że trzech innych miało wolne. MSWiA: to nieprawda, pojazd prowadził doświadczony funkcjonariusz, który jeździł ponad 400 h opancerzonymi limuzynami, również za czasów prezydentury Bronisława Komorowskiego. Beata Szydło miała podobno pękniętą kość strzałkową w nodze, ale lekarze nic o tym nie wiedzą. Zmówili się z szefową rządu? Wszystko fajnie, tylko po co?

Moja opinia w tej sprawie? Na podstawie monitoringu, który ujawniła stacja TVN na 500 metrów przed wypadkiem, widać - po pierwsze - że o żadnym, skrajnie nieodpowiedzialnym rajdzie BOR nie ma mowy. Jest pytanie o to, czy przerwa między pierwszym a drugim autem - tym z premier w środku - nie była zbyt duża. Jeśli kolumna poruszała się z prędkością 50 km/h, a przerwa wynosi ok. 2 sekundy, to daje nam ok. 20-30 metrów odstępu w czołówce kolumny. Nie wiemy, jak ta odległość zmieniła się w ciągu 500 metrów. Czy taka przerwa między pierwszymi dwoma pojazdami rzeczywiście mogła na tyle zmylić kierowcę Fiata, by nie zauważył on w bocznym lusterku, przed wykonaniem manewru skrętu w lewo - pal licho już sygnalizację świetlną pojazdu uprzywilejowanego - świateł mijania? Na nagraniu widać, że pojazdy miały włączoną uprzywilejowaną sygnalizację świetlną. Problem jest tylko z samochodem Beaty Szydło, który powinien mieć włączony niebieski kogut, a go nie dostrzegam. Być może inne nagranie rozjaśni tę sprawę.

21-letni chłopak prawdopodobnie przez nieuwagę doprowadził do wypadku. Audi z Beatą Szydło nie wylądowałoby na drzewie, gdyby Fiat nie zajechał przez nierozwagę drogi, albo też kolumna nie wyprzedzała Fiata, co dla wielu jest nie do pomyślenia, a kierowca Seicento skręciłby w lewo w ul. Orzeszkową. Warto jednak pomyśleć, co by się stało, gdyby funkcjonariusz kierował się sztywną zasadą i zdemolował Fiata Seicento. Obecny poziom emocji byłby nieprawdopodobnie większy. Szczęście w tym całym nieszczęściu polega na tym, że nic nikomu poważnego się nie stało. A mogło się stać. Nie mam nic przeciwko, by ten, kto doprowadził do zaniedbań w BOR i naruszył przepisy, został wydalony ze służby albo pociągnięty do odpowiedzialności karnej.

Mam tylko problem z chamstwem, które przybrało w ostatnich dniach tak niewyobrażalne rozmiary, że poradnik "Newsweeka" pt. "Jak żyć za okupacji PiS, czyli uprawiaj seks, gotuj i spotykaj się ze znajomymi" odczytuję za najbardziej humorystyczny głos przeciwników rządu w okresie histerii.

Odrębne słowa krytyki należą się Rafałowi Bochenkowi i służbom KPRM. Rzecznik rządu opanował do perfekcji sztukę "jak wiele powiedzieć, by nie powiedzieć nic" i to z opóźnieniem. Jest dla mnie niewyobrażalne, że na pytania o wypadek najważniejszej osoby w państwie urzędnik państwowy w Kancelarii Premiera odpowiada po 15 godzinach od zdarzenia, wcześniej udzielając lakonicznych komentarzy prasie. Nie rozumiem, dlaczego MSWiA jest bardziej przekonujące w zeznaniach "na papierze", niż na konferencjach prasowych. Dlaczego za całe zło odpowiada poprzedni szef BOR, Marian Janicki, który, owszem, był nieudacznikiem, ale nie ma go w resorcie od 2 lat? Za wszystkie niedoróbki i incydenty z udziałem Biura, gdzieś od kilku miesięcy, odpowiada już tylko PiS.

Ale przecież na spokojne analizy, bez ferowania wyroków - z naciskiem na przedstawienie własnej opinii - w tej politycznej nawalance nie ma co liczyć. Lepiej pokpić, ordynarnie wyszydzić nieszczęście, ewentualnie wykorzystać dramat młodego kierowcy, by bić polityczną pianę. Jeszcze inni sugerują możliwy zamach ze strony zbyt dobrze wyszkolonego młodziana z Seicento. Życie to często jednak przypadek. Czasami miły, czasami bezwzględny, jak poniekąd w piątkowy wieczór w Oświęcimiu.

Wszystkie zamieszczone teksty na tym blogu należą do mnie i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za moją zgodą. Grzegorz Wszołek Utwórz swoją wizytówkę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości