Naprawdę nie rozumiem zachowania uczciwych, wydawałoby się, i prawych internautów, którzy nawet u "swoich" nie akceptują odmienności poglądów.
Wczoraj na Twitterze napisałem, że politycy PiS, popierając wręcz gwizdy na Wałęsę w czasie przemówienia Trumpa - wyraźnie napisałem o akceptacji, a nie o mojej opinii na temat Wałęsy - dają jak na tacy argument Ubywatelom RP do gwizdów na miesięcznicy smoleńskiej.
Zdaję sobie sprawę z tego, że to dwa różne wydarzenia i nie ma między nimi symetrii. W jednym przypadku mamy niegodne zachowanie w kontekście powagi miejsca i sytuacji (historyczne przemówienie prezydenta w symbolicznym miejscu, grupka ludzi zachowała się po prostu źle), a w drugim świadome łamanie prawa przez blokowanie legalnych manifestacji.
Mówienie jednak przez polityków PiS: "Gwizdom nie można się dziwić, nie ma w nich nic złego, to emocje tłumu" obróci się przeciwko nim i druga strona, czująca do Jarosława Kaczyńskiego (nieistotne, czy słusznie czy nie) to, co prawa do Wałęsy, wykorzysta dokładnie ten argument do usprawiedliwienia swoich wybryków.
A wystarczyło powiedzieć: "nie akceptujemy tego typu zachowań, to nie czas i miejsce, mamy krytyczny stosunek do Wałęsy po 1989, opozycja nie ma do czego się doczepić podczas wizyty Trumpa, to wykorzystuje krótki moment gwizdów".
Ale jako, że walczą ze sobą dwa zwaśnione elektoraty, to nawet jeśli takiego polityka stać na jakąkolwiek refleksję, woli iść w zaparte i nie drażnić części swoich wyborców. I to mnie właśnie często irytuje w PiS. Skoro Wałęsa z nami walczy, to nie zasługuje na minimum szacunku, "bo tak czuje suweren".
Ogłaszam zatem IreneuszomX, Balbinom, Joskomchudym, pani Bambi, e. młynarskiej i kilkudziesięciu innym na Twitterze - JA NIE MAM TAKIEGO PROBLEMU. Opisuję rzeczywistość i ją interpretuję, nie robiąc bilansu ewentualnych zysków i strat u którejś z grup wyborców danych partii.