Grzegorz Wszołek - gw1990 Grzegorz Wszołek - gw1990
2873
BLOG

Dorn wczoraj i dziś, czyli ktoś nas „robi w konia”

Grzegorz Wszołek - gw1990 Grzegorz Wszołek - gw1990 Polityka Obserwuj notkę 45

Do Ludwika Dorna mam pewną słabość. Piękna karta opozycyjna w PRL u, działalność w podziemiu. W III RP dał się poznać nie tylko jako publicysta z ciętym językiem – słynne „pokaż lekarzu, co masz w garażu”, „łże jak bura suka” – ale bardzo aktywny poseł, składający interpelacje, zasiadający w wielu komisjach sejmowych.

Pamiętam zaangażowanie Ludwika Dorna po katastrofie smoleńskiej, który z pozycji obserwatora punktował rząd Donalda Tuska i komisję Millera, zadając publicznie bardzo trudne pytania. Niestety, sam Ludwik Dorn o tym zapomniał, bo jako polityk, związany obecnie z PO, doznał amnezji w TVN24. Może warto więc odświeżyć mu pamięć.

Dorn w „Kropce”

– Ta konferencja podkomisji smoleńskiej i te kolejne słowa pana ministra Macierewicza, wszystko wprowadza w obszar groteski. A to była tragedia, dramat – mówił w „Kropce nad i” były minister w pierwszym rządzie PiS u, a potem poseł Solidarnej Polski i PO. Potem wspominał o atletach, zasiadających obok ministra przy stole, którzy nie udźwignęli zadania, mimo zjedzenia „tysiąca kotletów”. To jeszcze było zabawne, ale nie w momencie, gdy Dorn oceniał komisję Millera, wracając pamięcią do swoich opinii sprzed lat.

– Raport komisji Millera przyjąłem umiarkowanie pozytywnie – mówił. Polityk dodał też, że podkomisja MON u właściwie potwierdza wersję rządu Donalda Tuska, a wiarygodność komisji Millera tylko rośnie. Warto zatem przypomnieć, co Dorn o wyjaśniających katastrofę smoleńską po kwietniu 2010 r. mówił i pisał.

„W kwestii wyjaśnienia przyczyn i okoliczności katastrofy smoleńskiej niepodważalne fakty zdezawuowały ustalenia tzw. komisji Millera podtrzymywane wbrew prawdzie przez rząd i premiera Donalda Tuska. Jeśli chodzi o rekonstrukcję kluczowych ostatnich sekund lotu Tu-154M i wskazanie na bezpośrednie przyczyny katastrofy, po dwóch latach wiemy, że nic pewnego nie wiemy. Domniemania komisji Millera co do ostatnich paru sekund lotu oraz przypuszczenia wysuwane przez Zespół Parlamentarny pod przewodnictwem posła Antoniego Macierewicza mają dokładnie ten sam status poznawczy: niezweryfikowanych hipotez” – komentował na swoim blogu w Salon24.pl w drugą rocznicę katastrofy smoleńskiej.

Dorn wraz z Solidarną Polską proponowali powołanie Wysokiej Komisji Obywatelskiej na wzór sejmowej komisji śledczej, która „miałaby status sejmowej komisji śledczej, w której uczestniczyliby naukowcy i osoby powołane do konstytucyjnych zadań nadzoru i ochrony prawa, a nie parlamentarzyści uwikłani w konflikt polityczny. Komisja powinna mieć możność powoływania własnych ekspertów, także zagranicznych i zwracania się o współpracę do instytucji i organizacji międzynarodowych”. Zapewne był to wyraz nie bezradności i krytyki poczynań rządu, ale „umiarkowanie pozytywnej” oceny działań komisji Millera.

Krytykował selektywnie

Wywiad dla „Wprost”, również kwiecień 2012 r. Dorn punktuje rządowych ekspertów: „Pytam, czy pobrano próbki tego drzewa, zbadano ślady czy nie? Czy też eksperci w Polsce obejrzeli sobie zdjęcie brzozy i na tej podstawie wyciągnęli wnioski?”. Komisję Jerzego Millera Dorn „krytykował selektywnie”, co sam przyznawał w cytowanym wywiadzie, ale zmienił natychmiast zdanie. „Jednak musiałem zmienić zdanie, kiedy okazało się, że Miller stwierdził obecność generała Andrzeja Błasika w kokpicie, choć nie było na to dowodów. Komisja miała trzy ekspertyzy fonoskopijne i w żadnej z nich nie rozpoznano głosu Błasika. Tymczasem komisja stwierdza, że generał tam był i odczytuje jego wypowiedzi – wyliczał.

W styczniu 2011 r., w związku z publikacją skandalicznego raportu MAK u, komisja Millera naniosła swoje uwagi, których Rosjanie oczywiście nie zaakceptowali. Wydźwięk dokumentu Tatiany Anodiny był oczywisty: winni są tylko piloci, pijany gen. Andrzej Błasik, który naciskał na załogę i „presja najważniejszego pasażera”. Komisja Millera złagodziła narrację MAK u, nie zgadzając się na wersję z alkoholem we krwi Błasika i na błędy popełniane pod wpływem „presji bezpośredniej”, zaakceptowała natomiast rzekomą obecność wojskowego w kabinie pilotów. Poczytajmy zatem Ludwika Dorna, który przyjął ustalenia rządowych ekspertów „umiarkowanie pozytywnie”.

Styczeń 2011 r., ponownie Salon24.pl. „W październiku 2010 roku MAK twierdził, że jedną z przyczyn katastrofy (»nieadekwatnych decyzji podejmowanych przez dowódcę statku powietrznego«) były naciski lub atmosfera nacisków związana z potrzebami politycznymi głównego pasażera, czyli Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. W grudniu w imieniu Rzeczypospolitej rządowa komisja zakwestionowała całkowicie to stwierdzenie, wskazując, że w zgromadzonym przez MAK materiale faktycznym nic nie pozwala na jego sformułowanie. 12 stycznia MAK opublikował raport, w którym odrzucono polskie zastrzeżenie. 13 stycznia raport MAK zaakceptował jego zleceniodawca, czyli premier Federacji Rosyjskiej Władimir Putin, który wydał stosowne rozporządzenie. 19 stycznia premier rządu RP Donald Tusk w imieniu rządu zdezawuował zastrzeżenia strony polskiej do raportu MAK u i całkowicie podzielił w zakresie nacisków na pilotów polskich pogląd premiera Rosji, który ten raport wraz z tym stwierdzeniem zaakceptował” – krytykował Donalda Tuska i komisję Millera.

Który prawdziwy?

Nie jest dobrze, gdy inteligentny polityk robi wszystkich wokół – opisując sytuację językiem Ludwika Dorna – w bambuko. Jeszcze bardziej zadziwia mnie, gdy rola dziennikarki, przeprowadzającej z politykiem wywiad na żywo sprowadza się do funkcji podstawki pod mikrofon. Kiedy więc Ludwik Dorn mówił prawdę – tuż po katastrofie czy potem, gdy związał się ze środowiskiem, które przedtem ostro krytykował?

 

Tekst ukazał się w "GPC"

Wszystkie zamieszczone teksty na tym blogu należą do mnie i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za moją zgodą. Grzegorz Wszołek Utwórz swoją wizytówkę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka