Grzegorz Wszołek - gw1990 Grzegorz Wszołek - gw1990
10798
BLOG

Brutalny atak na samego siebie, czyli przypadek Wojciecha Sumlińskiego

Grzegorz Wszołek - gw1990 Grzegorz Wszołek - gw1990 Polityka Obserwuj notkę 209

Czasami jest tak, że coś autentycznie ci przeszkadza i musisz to z siebie wydusić. Nawet, jeśli zaraz usłyszysz, że "szkodzisz sprawie", bo w tej naparzance dawno przestały mieć znaczenie dla wielu argumenty, logika i fakty. Wojciech Sumliński, bo jego mam na myśli, zrobił to, co kiedyś - mniej błystkoliwie - uskuteczniała Eliza Michalik. Nie milczałem wtedy, nie zamierzam teraz.

Fakty są takie - dziennikarz, którego szanuję, był już kiedyś krytykowany za zerżnięcie tekstów. W związku z tym - obojętnie, czy to prawda lub nie - ktoś pod ostrzałem, w dodatku oskarżany przez byłego prezydenta i swoich przeciwników w mediach o korupcję, powinien być czysty jak łza. Wiarygodny, tak, by nikt nie mógł przyczepić się nie tyle do plagiatów i zapożyczeń, ale choćby do źle postawionego przecinka czy kropki.

Analiza fragmentów książki pana Wojtka "Niebezpieczne związki" nie pozostawia złudzeń. Zwykły koszmar. Najgorsze w tym wszystkim jest nie sam fakt kilkudziesięciu przepisanych zdań z Chandlera, McLeana a nawet Coelho. Kiedy Wojciech Sumliński opisuje spotkanie Bronisława Komorowskiego z oficerami w Białej Podlaskiej, żywcem wkłada w usta ówczesnemu szefowi MON wypowiedzi z innej książki!

Zakładając, że Komorowski istotnie interesował się aneksem z raportu o likwidacji wojskowych służb, rzeczywiście spotkał się z pułkownikami WSI i zwrócił się do ABW o prześwietlenie tzw. wycieku dokumentu, nie wiemy, co w opowieści Sumlińskiego jest prawdą. Jeśli dziennikarz cytuje słowa konkretnej osoby, które ktoś już wcześniej napisał w swojej powieści, to rzeczywiście jest to "tylko prawda i same fakty"?

Albo pułkownik Tobiasz, który był autorem prowokacji, wymierzonej w likwidatorów WSI. Sumliński opisuje go jako wytrawnego oficera, wykorzystującego słabości innych. Jota w jotę, niemal dokładnie takimi samymi zbitkami, Steinbeck opisał swoją bohaterkę kryminału! Internauci odkryli nawet, że opis Ustki z grudnia 2006 roku jest przepisany przez autora "Niebezpiecznych związków", a w dodatku żadnego śniegu w tamtym dniu nie było, bo temperatura dochodziła do 9 stopni.

Absurd? Szukanie haków? Prowokacja? Darujmy sobie. Tym bardziej, że Wojciech Sumliński tłumaczy, że jedynym błędem, jaki popełnił w "inspiracji", jest... brak przypisów. "Zabrakło jednego zdania. Wtedy nie byłoby pola do ataku na mnie" - tłumaczył dziś w Radiu Wnet w rozmowie z wyjątkowo poirytowanym Krzysztofem Skowrońskim.

Problem w tym, że zabrakło wielu zdań. I słowa przepraszam. Gdyby sztabowcy Komorowskiego byli bardziej ogarnięci od swojego pryncypała, być może wygraliby wybory prezydenckie, zestawiając - tak jak teraz to robią internauci - stwierdzenia z "Niebezpiecznych związków" z innymi pozycjami. Spokojnie puściliby narrację, że "działa Pan w imieniu PiS", a "książka ma związek z kampanią wyborczą". Byłyby to kłamstwa? Zapewne, bo związków z partią nie ma Pan żadnych. Ale to Pan załatwił swoją wiarygodność w styczniu. Pół roku temu - takimi prawami rządzi się polityka - załatwiłby Pan PiS. Sztabowcy Platformy, nawet niezbyt zdolni, zdołaliby przekonać dużą część wyborców niezdecydowanych, że konkurenci atakują prezydenta skopiowanymi fragmentami z innych książek. Brudna kampania, haki, co kto woli. Jestem przekonany, że to właśnie miałoby miejsce.

Sprawił Pan, panie Wojciechu, ogromne rozczarowanie, by nie powiedzieć więcej, tym, którzy od początku uważali i nadal są przekonani, że jest Pan niewinny korupcji po oskarżeniach ze strony byłego prezydenta i środowiska wojskowych służb PRL. Nie apeluję, by skreślać człowieka, warsztat, zdobytą wiedzę. Wyobraźmy sobie jednak, że Tomasz Lis pisze jakąś książkę i np. ponad 30 fragmentów przepisuje żywcem od innych autorów, czasami zastępując poszczególne wyrazy synonimami. Zostałby w mediach i Internecie pożarty przez prawicę.

Tłumaczenia, że na spotkaniach autorskich mówił Pan o "zapożyczeniach" i zabrakło jednego przypisu nie wystarczą. To nie "Newsweek" wymyślił haka, ale to Pan dał im granat wprost do rąk.

 

Wszystkie zamieszczone teksty na tym blogu należą do mnie i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za moją zgodą. Grzegorz Wszołek Utwórz swoją wizytówkę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka