Grzegorz Wszołek - gw1990 Grzegorz Wszołek - gw1990
5947
BLOG

Andrzej Duda potraktowany jak Radek Sikorski? Stanowczy sprzeciw

Grzegorz Wszołek - gw1990 Grzegorz Wszołek - gw1990 Polityka Obserwuj notkę 82

Tomasz Lis podnieca się, jakby złapał Andrzeja Dudę co najmniej na przyjmowaniu korzyści majątkowych. Mainstreamowe media opisują wydarzenie umiarkowanie, bowiem nie jako "hot news", ale grzeją temat, co akurat zrozumiałe ze względu na działania prokuratury i oświadczenie Biura Prasowego Prezydenta. Inni bronią Dudy, słusznie zważając, że jako poseł ma prawo do darmowej komunikacji, a ustawa o wykonywaniu mandatu posła przewiduje również pieniądze na nocleg w hotelu - oczywiście jeśli podróż ma związek z pracą parlamentarzysty. Najciekawsze - moim zdaniem - jest jednak porównanie przypadku Dudy do Radka Sikorskiego.

Jako pierwszy, przynajmniej na Twitterze, taki punkt odniesienia wybrał Krzysztof Leski (którego przy tej okazji serdecznie pozdrawiam i z racji braku czasu na moderację komentarzy na moim blogu, proszę o powstrzymanie się od argumentów ad personam w jego stronę - dziękuję).

Formalnie, wszystko wydaje się w porządku. Radek Sikorski sejmowe pieniądze wydał na podróże przez Polskę starym Golfem lub nowiutkim Nissanem, chociaż miał dostęp do służbowej limuzyny jako marszałek Sejmu, a wcześniej szef polskiej dyplomacji. Na ten cel, ważny polityk PO przeznaczył 80 tys. złotych w ciągu 7 lat. Prokuratura nie znalazła powodu, by wszcząć śledztwo, bo nie jest w stanie udowodnić mu, że nie przejechał za tyle forsy Golfem. A czysto teoretycznie - jest możliwe, że Sikorski kilkanaście tys. km rocznie na drogach "zdobywał". Zrozumiałe. Inaczej by było, gdyby marszałek Sejmu pieniądze sejmowe przeznaczał nie na podróż Golfem, ale np. na kupno części do samochodu albo, dajmy na to, codzienne zamawianie pizzy przy korzystaniu z usług BOR-owców. Wtedy prawdopodobnie prokuratura, choć i tak nie mam pewności, przynajmniej wszczęłaby śledztwo, bo miałaby jakieś podstawy do zbadania oszustwa.

I podobnie jest z prezydentem Dudą. Nie sądzę, by specjalnie chciał pokusić się na publiczne pieniądze jako prawnik, wykładowca i - co mówią nawet jego krakowscy przeciwnicy, zapytajcie - człowiek uczciwy. Ręczyć nie zamierzam, bo to nikt z mojej rodziny, a polityk. Chciałbym jednak odnieść się do tezy Krzysztofa Leskiego, który mówi, że to prawica narobiła jazgotu Sikorskiemu, więc teraz płaci frycowe po artykule "Newsweeka".

Otóż Sikorskiego z kilometrówek nie rozliczały, ujawniając "aferę", "W Sieci" (poza publicystyką post factum), "Do Rzeczy", ani też "Gazeta Polska", a tabloidy "Fakt" i "Super Ekspress". Trudno uznać je za gazety prawicowe, choć w ostatnim czasie wyraźnie niesprzyjające rządowi.

Radek Sikorski był kumulacją większych i mniejszych wpadek. Nie było polityka w ostatnich latach, który - mając duży talent, choć i niezłe pokłady miłości własnej - w ciągu zaledwie kilku miesięcy: wyjawił dziennikarzowi "Politico" kulisy poufnych rozmów w Moskwie z Donaldem Tuskiem i Władimirem Putinem ws. Ukrainy i to w kontekście wojny, jaka się tam rozgrywa; chodził do warszawskich knajp (żadna zbrodnia) i opowiadał o kuchni konfliktu z Antonim Macierewiczem i akcji WSI osobie postronnej (głupota, nieodpowiedzialność), używając wulgarnych dowcipów i knując, jak tu "zajeb...ć" opozycję komisją śledczą. Jako dyplomata z zasady powinien zajmować się czymś innym. A na dokładkę przejechał Golfem (albo nowym Nissanem, bez znaczenia) kilka razy Polskę w ciągu kilku lat, co zainteresowało tabloidy. I jeszcze jedno zastrzeżenie - to nie "niepokorni" rozpoczęli wojnę z kilometrówkami, a tabloidy i "Wprost", opisując aferę madrycką z posłem Adamem Hofmanem na czele. Sikorski dostał obuchem, bo wcześniej osądzał byłego polityka PiS w mediach.

Porównując przypadki Sikorskiego do Dudy - nic mi nie wiadomo o tym, by prezydent wyjawił amerykańskim dziennikarzom, że po zaprzysiężeniu dostał telefon od Putina, by "podzielić się" terytorium Ukrainy, a potem się z tego wycofał. Nic mi nie wiadomo, by - założmy - w tym samym czasie biegał do "Sowy" na spotkania z najważniejszymi ludźmi biznesu i polityki, które zostały nagrane przez kelnerów i przynajmniej w świetle moralnym wystawiałyby mu kiepskie, by nie użyć dosadniejszych słów, świadectwo. To w przeciągu niecałego roku miała miejsce lawina zdarzeń, która wraz z miłością do samego siebie pogrzebała Sikorskiego. "Kilometrówki" były tylko jakimś epizodem, dość głośnym, bo wydarzyły się po sławnej wyprawie posłów do/z Madrytu.

Skoro Duda zalicza niezłą inaugurację - przemawia bez kartki nawet za granicą, logicznie, bez zacięcia, nie notuje wpadek, a w dodatku szachuje polską scenę polityczną, czego nawet pewnie i prezes PiS się nie spodziewał, to niechętne mu media ("Newsweek") łapią się wszystkiego, by go zdyskredytować. Nawet, jeśli coś Duda zawalił, nic nie tłumaczy tekstów w TOK FM, "GW" i "Newsweeku" o "lewych fakturach", "wyłudzaniu pieniędzy", które nie miały miejsca w opisanej przez tygodnik sprawie. Poza oczywistą frustracją części liberalnego establishmentu, który dotąd nie rozumie, że atakowanie Dudy nie zmniejszy poparcia dla Prawa i Sprawiedliwości, a wręcz przeciwnie.

A gdybym w programie na żywo w prime-time, tuż przed II turą, zacytował w programie konto KomorowskiPL jako autentyczny profil prezydenta i zrobił sobie z niego - również przypadkiem - tzw. bekę, miałbym na tyle wstydu, by nie udawać wybitnego redaktora najlepszego działu śledczego w Polsce. I nie opisywałbym "kilometrówki" Komorowskiego po takiej akcji, po której bardzo łatwo byłoby mnie zdyskredytować - mówimy o roli telewizji publicznej w wyborach prezydenckich w ich najważniejszej fazie. Lis jednak wstydu nie ma.

 

 

Wszystkie zamieszczone teksty na tym blogu należą do mnie i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za moją zgodą. Grzegorz Wszołek Utwórz swoją wizytówkę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka