Śmieszy mnie, że skazani łapówkarze, niegdyś podejrzani o udział w aferach politycy, czy wreszcie tzw. dziennikarze jawnie dopingują sądy i obóz władzy, by dopadły - w ślad za wyrokiem na Mariuszu Kamińskim, Macieju Wąsiku i innych funkcjonariuszach CBA - resztę z IV RP. Następny w kolejce jest Zbigniew Ziobro, po nim oczywiście Jarosław Kaczyński, a reszta - niestety dla przeciwników PiS - zginęła w Smoleńsku.
Wczoraj w TVN24 drastyczny wyrok sędziego Łączewskiego na szefostwu CBA komentowała...Renata Beger. Była posłanka Samoobrony - a więc z zasady zaangażowana w sprawę afery gruntowej, która dotyczyła jej partii i lidera - została po kilku latach skazana za fałszowanie podpisów pod listami Samoobrony. Ten fakt utkwił szerokiej publiczności, więc zapewne odczuwany niesmak mógł być większy, niż po występie jednego z fachowców.
A występował również Janusz Kaczmarek, który - gdyby nie Ziobro, który wciągnął go do rządu PiS - zostałby zapamiętany za aferę z łaskawym potraktowaniem barona SLD w aferze Stella Maris. Co ciekawe, mimo zarzutów, postawionych mu niegdyś w sprawie kościelnego wydawnictwa przez prokuraturę, były szef MSWiA i na tym polu ma bardzo dużo do powiedzenia w roli eksperta. Największy poziom wiarygodności Kaczmarek osiąga jednak wtedy, gdy mówi, że pociągnąć do odpowiedzialności należałoby prokuratorów. W jakiejś części rozumiem byłego ministra - też bym się bardzo zdenerwował, gdyby służby i prokuratura ujawniły moje rozmowy telefoniczne, w których posługiwałbym się przedziwnym slangiem, kontaktował z szefem policji, rozmawiał o debilach od Jasińskiego pod domem pana Ryśka, największym płatniku...
Przeciętny odbiorca oczywiście nie pamięta wydarzeń sprzed 8 lat i faktu, że Janusz Kaczmarek był podejrzany o przeciek ws. afery gruntowej. Podobnie jak w sprawie wydawnictwa Stella Maris, tak i na 40. piętrze hotelu Marriott pojawia się dobrze znany nam, a jeszcze lepiej panu prokuratorowi, biznesmen Ryszard Krauze. Dziwny zbieg okoliczności - przychodzi Kaczmarek późnym wieczorem do pokoju biznesmena, zaraz po nim wchodzi działacz Samoobrony, który przed bladym świtem natychmiast kieruje się do Ministerstwa Rolnictwa, a akcja CBA z wręczeniem łapówki dla zdecydowanego na deal Leppera jest już spalona. Oczywiście przypadek. Dziwne w tym wszystkim jest to, że do dzisiaj pan Kaczmarek nie wyjaśnił, co na tym 40. piętrze hotelu Marriot robił, poza tym, że zgubił krawat, woli za to strugać z siebie niezależnego eksperta i wyśmiewać słynną konferencję prokuratury.
No, ale to jeszcze nic. Nie uwierzycie, ale media o komentarz ws. wyroku dla szefów CBA spytały Piotra Rybę - skazanego na 2.5 roku więzienia w aferze gruntowej za pośrednictwo przy procederze korupcyjnym. Pal licho, że wcześniej sądy uważały, że co najwyżej doszło do uchybień w pracy operacyjnej funkcjonariuszy CBA, a operacja ws. gruntówki była legalna.
Promowanie Ryby, czyli "złodzieja", przyłapanego na gorącym uczynku przez zapuszkowanego nieprawomocnie policjanta, jest czymś naprawdę ohydnym. Co on niby miał innego powiedzieć o polityku opozycji, który przerwał jego interesy, niż to, co wymamrotał? Czego spodziewali się bystrzy dziennikarze, pytając skazanego przez sąd o to, jak się czuje po wyroku na swoim "kacie"?
Może tylko jednego - dobijania rannego polityka opozycji. Rannego, bo póki co wyrok jest nieprawomocny i prawdopodobnie nie zostanie podtrzymany w kolejnej instancji. Chyba, że jest się w sytuacji powyżej opisanych trzech osób, wtedy mogą się nam kciuki połamać od kibicowania słusznym wyrokom.
W sumie Maciej Wąsik ma rację. Lepiej być skazany z Kamińskim, niż przebywać na wolności z Sawicką. Dodałbym jeszcze - niż wyrażać opinie bliźniaczo podobne do padających z ust tych, którym CBA stanęło na odcisk.
