Grzegorz Wszołek - gw1990 Grzegorz Wszołek - gw1990
8008
BLOG

Durczok rozwalony. Kaptur nie oznacza bezkarności

Grzegorz Wszołek - gw1990 Grzegorz Wszołek - gw1990 Rozmaitości Obserwuj notkę 117

Nie mam zamiaru radować się z upadku - bo tak trzeba nazwać cały proces "Durczokgate" - znanego szefa "Faktów" TVN. Opisane przez "Wprost" zachowania Durczoka, nawet, jeśli potwierdziłyby się w 10%, kończą brawurową przecież karierę znanego prezentera. I rzutują na całe środowisko dziennikarskie, dlatego sprawa ta nie jest kolejnym odcinkiem serialu z serii "mama Madzi".

Słuchałem dzisiaj skruszonego - bo chyba tak można określić tylko głos bohatera audycji - Durczoka w TOK FM. Mówił niepewnie, trochę zdenerwowany, dotknięty. Rozwalony, jakby był w rozsypce. Nie dziwię się mu - nie jest to przyjemne uczucie, gdy cała Polska czyta o molestowaniu podległych pracownic, mobbingu, białym proszku i obleśnych łóżkowych gadżetach. Tylko, że sam na to wszystko sobie zapracował.

Przecież Durczok doskonale zdawał sobie sprawę, jaką pozycję zajmuje w medialnym światku. Jest szefem wydania wiadomości w największej polskiej stacji telewizyjnej, decyduje o dostępie do wiedzy milionów Polaków - bez względu na to, co sądzimy o TVN i poglądach redaktora. Trzeba być skrajnie nieodpowiedzialnym, kimś, kto nie przystaje do swojej roli, by uczestniczyć w porno-zabawach, szarpaninach z policją i liczyć, że to przecież nie wyjdzie na jaw, bo nazywam się Durczok. Nie, otóż jest całkiem odwrotnie - opinię publiczną tak naprawdę nie interesuje, czy w obyczajówce bohaterem numer jeden jest Sakiewicz, Pospieszalski, Lis, Durczok czy jakiś poseł. Im bardziej głośne nazwisko, bez względu na to, po której stronie politycznej barykady stoi, tym awantura jest większa. Przekonanie Durczoka o bezkarności doskonale obrazuje ubranie na siebie dwóch kapturów w momencie awantury z właścicielem mieszkania na Mokotowie, które wynajmowała pracownica wielkiej firmy - jak rozumiem, zatrudniona tam, gdzie redaktor "Faktów". Wystarczyło, że wynajemca zdjął przykrycie z głowy Durczoka i ten natychmiast przestał być anonimowy. Tego, jakimś dziwnym trafem, redaktor nie przewidział - dla mnie to niewytłumaczalne.

Podobnie, nieco obok awantury, można dziwić się beztroskiemu poczuciu bezkarności ws. molestowania podwładnych - o ile zostanie udowodnione w sądzie. Durczok składa pozew przeciwko "Wprost", co było do przewidzenia, a redakcja raczej nie ryzykowałaby bankructwa, jeśli świadkowie nie zgodziliby się zeznawać w ewentualnym procesie. Jeśli jednak okaże się, że sąd przyzna rację tygodnikowi, Durczok będzie podwójnie skończony. Dopóki nie ma wyroku, wątek sprzed kilku tygodni pozostaje jedynie w sferze podejrzeń, ale bardzo mocnych.

Dzisiaj redaktor naczelny "Faktów" wyraźnie nie potrafił poradzić sobie przynajmniej werbalnie z granicą, dzielącą wybuchowy charakter od wykorzystywania pracowników. Zasłaniał się cały czas frazą o życiu prywatnym. Gdy w grę wchodzą jednak narkotyki, to tutaj odpowiedzi wiodącego dziennikarza typu "A skąd mam wiedzieć co tam było w mieszkaniu?" i "stałem na zewnątrz, przyjechała policja i tyle" nie wystarczą. Tym bardziej to tłumaczenia pokrętne, jeśli kilka sekund wcześniej mówiło się o odwiedzinach koleżanki z firmy.

Nie wiem, czy ktoś realizuje jakieś zlecenie na Durczoku. Bardzo dęta wydaje się teza o zemście za wywiad z premier Ewą Kopacz. "Gazeta Wyborcza" już bije na alarm. Paweł Wroński obwieścił światu, że wstydzi się, że wykonuje zawód dziennikarza. Czuchnowski przekonuje, że "Wprost" złamał wszystkie standardy. Zapomnieli, jak sami wchodzili do łóżek politykom "Samoobrony", robiąc z seksafery bicz na IV RP. Środowisko odebrało nagrody, opinia publiczna była zachwycona przyszpileniem Leppera i jego kamaryli.

Gdyby tekst "Wprost" dotyczył Sakiewicza, Pospieszalskiego albo o. Rydzyka, hipokryci z "Wyborczej" pialiby z zachwytu i przybijali z Majewskim i Latkowskim piątki.

A co do poczucia wstydu za cudzy tekst - Wrońskiemu jakoś nie wstyd, że jego gazeta opublikowała list Władimira Putina do Polaków w 2009 roku, a środowisko, w którym funkcjonuje, przez lata legitymizowało rządy pułkownika FSB w Moskwie.

 

Wszystkie zamieszczone teksty na tym blogu należą do mnie i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za moją zgodą. Grzegorz Wszołek Utwórz swoją wizytówkę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości