Prokuratura w Piotrkowie Trybunalskim oskarżyła Roberta F., który prowadził stronę Antykomor.pl, o znieważanie prezydenta Bronisława Komorowskiego. Sąd rozstrzygnie, czy internauta pójdzie za kratki na 5 lat. Tym samym rozgrzani prokuratorzy doprowadzili nieprzyjemną wizerunkowo - po najściach ABW - dla PO sprawę do absurdu. Za samą "obrazę" głowy państwa Robertowi F. grozi do 3 lat pozbawienia wolności. Kiedy tylko wyśmiał Komorowskiego, dorzucono mu fałszowanie legitymacji studenckiej i m.in. skierowania lekarskiego.
Wobec tego faktu, czy politycy, obrażający swego czasu Lecha Kaczyńskiego publicznie: od "durniów" poczynając, na "chamie" i "pijaku" kończąc, ponieśli jakiekolwiek konsekwencje? Wtedy lżenie głowy państwa było najwyraźniej promowane. Dziś wystarczy prowadzić satyryczną stronę w Internecie, by do naszych drzwi zapukało ABW, a potem sąd decydował o pójściu do więzenia. Rozgrzani prokuratorzy bronią honoru władzy, urządzając groteskę - ktoś tu najwyraźniej pomylił swoje role.
Sprawa twórcy portalu Antykomor.pl jest ostrzeżeniem przed realnym niebezpieczeństwem dla środowiska internetowego. Nie rozumiem, dlaczego nikt nie protestuje przeciwko nękaniu Roberta F. przez organy ścigania. Nawet, jeśli uważamy, że ktoś w satyrze przesadził i nie zgadzamy się z jego poglądami, nie jest to powód do wytężonych działań państwa, by zamknąć mu usta.
To wszystko się dzieje wokół autora strony, wyśmiewającej Bronisława Komorowskiego. Choć prezydent zastrzegał rok temu, że nie ma nic wspólnego z tą sprawą, trudno w to uwierzyć. Chyba, że organy państwa same tak bardzo obawiają się nadszarpnięcia wizerunku władzy.
