Śledztwo ws. katastrofy smoleńskiej wrze tak, że aż prokuratorzy wojskowi pozwalają sobie inwigilować dziennikarzy, opisujących przełomowe dokonania niestrudzonej grupy generała. Sms po smsie, połączenie za połączeniem, każda sekunda rozmowy w przeciągu pół roku, tylko po to, by badanie tragicznego wypadku posunęło się dalej. Szkodził głównie Marek Pasionek, więc dlatego śledczy sprawdzali dane abonentów, którzy kontaktowali się z Gmyzem i Dudą.
Dziwne to uczucie, gdy dowiadujesz się, że organy ścigania bezpodstawnie korzystają z Twoich danych. Ale dla dobra śledztwa? Czemu nie. Jeśli odznaczony przez Bronisława Komorowskiego generał dołoży wszelkich starań, by wyciągnąć od Rosjan wszystkie pozostałości dowodów ws. katastrofy smoleńskiej, niech jego ludzie sprawdzają billingi mieszkańców Polski. Problem w tym, że ani Pasionka nie udało się o nic oskarżyć, katastrofy wyjaśnić, a wszelkie standardy - do tego z ominięciem prawa - zostały złamane.
Życzę więc w ten nadchodzący Nowy Rok gen. Parulskiemu, by zamiast odczytywania smsów i odsłuchiwania połączeń obywateli, prokuratorzy wreszcie doprowadzili do końca sprawę katastrofy smoleńskiej. By te wizyty w Moskwie były jeszcze bardziej owocne i zamiast ofiarowanych poczęstunków na miejscu, wrócił wreszcie wrak samolotu do Polski.
