Tak, dokładnie to sugeruje Artur Balazs w wywiadzie dla wpolityce.pl. Można dodać, że portal też absurdalną wersję promuje, dając jej główne miejsce na stronie. Syndrom rozbitej prawicy z początku lat '90 coraz mocniej się objawia. I jeżeli nie wydarzy się nic nieoczekiwanego, możemy być świadkami jeszcze gorszych oskarżeń.
Uważam, że prawicy potrzebna jest jedność. Rozbicie ambicjonalne na kilka partyjek niczemu nie służy, ale PiS sam w sobie jako lider opozycji, obijany i prowokowany z każdej strony - również nie. By na cokolwiek mieć wpływ, Kaczyński musi zdobyć władzę. Na samodzielne rządy nie ma jednak szans, a za potencjalnymi koalicjantami pali mosty. Na dłuższą metę będzie to skutkowało nie walką z Platformą Obywatelską, a o status quo.
Dla dobra prawicy wskazane jest, by Kaczyński nie przejał retoryki Balazsa. Bo inaczej sam sobie odebrałby wiarygodność, wszak podejmował z Ziobrą najważniejsze decyzje. To był jego człowiek i w żadnym wypadku "pomyłka", jak tłumaczy np. udział w rządach Janusza Kaczmarka.
Nie będąc wielkim entuzjastą pomysłów Ziobry ani Kaczyńskiego jeśli chodzi o wzmocnienie prawicy, muszę zapytać: co jeszcze usłyszymy o byłym ministrze? Że jest człowiekiem z układu, agentem PO, a może winnym katastrofie smoleńskiej? Czy takie oskarżenia - a pomijam te o zdradę etc. - mają jakikolwiek sens i różnią się od tego, co objawił opinii publicznej Balazs?
