Nie ma już wątpliwości - ciężar winy pilotów, od 10 IV sugerowany przez Rosjan i część polskich mediów, spada na kontrolerów z wieży w Smoleńsku. Ten wniosek płynie z konferencji komisji Jerzego Millera. Udostępniono oczyszczone zapisy z kabiny. Cały czas samolot był w innym położeniu, niż zapewniali naprowadzający. Piloci chcieli odejść. Nie zdążyli.
I najważniejsze pytanie brzmi: dlaczego? W kokpicie cisza. W momencie uderzenia skrzydłem w brzozę pada żałosna i spóźniona komenda: Horizont! Kilka sekund wcześniej, drugi pilot mówi: "Nic nie widać", dowódca załogi rzuca: "Odchodzimy". Na ok. 15 sekund przed katastrofą. Ten wątek jest przedmiotem badań polskiej komisji.
Załoga była mądrzejsza niż wieża. W Smoleńsku od godziny 7 polskiego czasu posiadano wiedzę, że warunki na lotnisku są poniżej minimum. Polska delegacja o tym nie została poinformowana. Wniosek z tego płynie jasny: Rosjanie fałszowali dane meteorologiczne. Nie było mowy o żadnym lotnisku zapasowym. Płk Krasnokoutski bezprawnie rozmawiał z pilotami Tu-154 M. Naciski z Moskwy wydają się oczywistością. Nie ma też, co trzeba podkreślić, zdań o "debeściakach" ani "jak nie wylądujemy, to nas zabiją". Nikt za dezinformację w mediach nawet nie przeprosi.
Dlaczego polska komisja tak późno reaguje na raport MAK? Jak odpowie na konferencję Moskwa? Czy chór dziennikarzy potrafi wskazać oczywisty błąd pilotów, skoro ujawnione rozmowy i rekonstrukcja lotu wskazują jasno, kto doprowadził do bezpośredniej przyczyny katastrofy, podając złe komendy?
PS. Szokujące zdanie padło z wieży kontrolnej (cyt. z pamięci): "Skoro się zdecydował, to niech leci".
PS2. Wzrasta prawdopodobieństwo - w moim przekonaniu - zamachu.