Radek Sikorski pokazuje pełnię swych walorów. Szkoda, że nie dyplomatycznych. Mógłby zostać rzecznikiem prasowym, ot Dody, bowiem w PR i dożynaniu watah (przeciwników) jest niezły. A polska artystka ma ich co niemiara. Czy reklamowanie gwiazd showbiznesu i muzyki to nowy sposób ministra na zdobycie stanowiska Sekretarza Generalnego NATO?
Sikorski wziął wczoraj udział w programie amerykańskiej stacji MSNBC, który prowadziła Mika Brzezińska. Pani ta nie lubi Paris Hilton, do czego później nawiąże gwiazda polskiego PRu. Radek Sikorski zaczął swoją reklamę:
"W Polsce mamy postać przypominającą Paris Hilton. Ma na imię Doda i mogę dać jej numer"
Gdy wrócił do Polski, tłumaczył dziennikarzom:
"Powiedziałem pani Brzezińskiej, że my mamy swoją Paris Hilton, Dodę. I że nasza artystka może nie jest tak zamożna jak Paris Hilton, ale jest lepiej wyposażona. I lepiej śpiewa."
Z tym wyposażeniem, to może miał Sikorski rację, ale zastanawia mnie, gdzie tu jest granica śmieszności i czy aby minister spraw zagranicznych poważnego, europejskiego kraju powinien takie dyrdymały opowiadać. Tym bardziej, że Doda to nie uosobienie cnót, a już na pewno nie powinna być sztandarem wizerunkowym Polski. Walory wokalne są kwestią gustu, o którym się nie powinno dyskutować. Tylko co zamierzał Radek Sikorski swoim wywiadem? Zrobić reklamę i załatwić trasę koncertową dla skandalistki? Czy pokazać Zachodowi, jaki on trendy i dowcipny?
Poważny polityk dyplomacji nie powinien wyskakiwać z takimi bzdurkami do zagranicznych mediów. Bowiem osoba, którą zareklamował nie należy do poważnych. Widocznie Sikorskiemu podobają się zwroty typu "żelbetonowy kloc", lub publiczne obnażanie się Dody z byłym piłkarzem Pogoni Szczecin i Wisły Kraków - Radkiem Majdanem, to jego sprawa. Lepiej, by zagranica nie traktowała Dody jako wizytówki naszego kraju, bo będzie już niewesoło.
Komentarze